Kuba – madre mia

Kuba – madre mia! Kuba – tu zaczyna się inny świat niekoniecznie pełen pozytywnych wrażeń. 

Lądujemy na lotnisku Jose Marti w Hawanie. Lotnisko jest pustawe, nie widać żadnych samolotów, rękawy stoją puste. 

Jak na każdym lotnisku czeka nas kontrola, jednak tu w Hawanie zaczyna się robić nieprzyjemnie. Podczas kontroli celnej zostaję cofnięta i mam rozmowę z agentem, który pyta o ilość pieniędzy i sprzęt komputerowy, który wwożę. Kilka razy dostaję to samo pytanie i w końcu zostaję ponownie dopuszczona do kontroli celnej.

Idziemy dalej. Uff są nasze bagaże, jesteśmy zadowoleni, ale nasz spokój zostaje szybko zakłócony.

Problemem jest jedna z naszych toreb. Kubańczycy chcą sprawdzić czy nie przewozimy narkotyków.

Najpierw psiaki obwąchują naszą torbę, potem torba jest prześwietlana. Celnicy nie dają za wygraną, wysyłają nas na bok na kontrolę torby. 

Celniczka starannie sprawdza każdy krem, każdą pastę do zębów, każdy batonik, pudełeczko, chusteczki higieniczne. Jakiś pomocnik instruuje ją jak i gdzie szukać. Stoję z boku. Każda minuta trwa całą wieczność.

Wszystko sprawdzone, jesteśmy wolni, jeszcze “tylko” cło.

Cło okazuje się kolejnym problemem. Na kontroli zerwano nam z torby kod kreskowy i ponownie problem. Bez kodu nie da się wyjść z lotniska. Ponownie nerwy, jednak znalazł się ktoś, kto potwierdził, ze torba była sprawdzana. Opuszczamy lotnisko. Uff…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *