Nie ma to jak rozpoczac dzien od kawy i wyskakujacych z wody delfinow – piekny widok.
Juz o 6:35 rano, jeszcze przed sniadaniem polywalismy przy lodzi. W wodzie byly delfiny, ale daleko od nas.
Po sniadaniu delfiny pojawily sie ponownie, ale obserwowalismy je z wody.
Dzis juz prawie sie zalamalam, kazdy swietnie radzil sobie z rurka i maska, a ja ciagle pilam wode i po prostu topilam sie.
Ze lzami w oczach, wypiwszy mnostwo slonej wody, chcialam po prostu wyjsc z wody i odpoczac, ale Geoffrey dal mi nowa rurke. Stara rurka byla nieszczelna i po prostu przeciekala. Z nowa rurka mozna bylo juz spokojnie plywac.
Delfinow bylo sporo i kazdy mogl doswiadczyc ich bliskosci i „gosinnosci”.