Pobyt u Yusi, w Hawanie, wspominamy miło. Jej mieszkanko jest bardzo dobrze (wręcz perfekcyjnie) usytuowane, schludne i czyste. Było nam miło, gdy Yusi wyszła po nas zobaczywszy taksówkę.
Fioletowa elewacja – to dom Yusi
Być może wiele osób widząc brudną ulicę przy której mieszkaliśmy oraz zniszczone domy, uciekłoby gdzieś do hotelu, ale nam się naprawdę podobało.
Patrząc wstecz na te 3 noce spędzone u Yusi nie można mowić o gościnności Kubańczyków.
Może to trudna sytuacja materialna spowodowała, że Kubańczycy sami od siebie nic nie dadzą.
Zapłaciłeś za nocleg – masz nocleg, zapłaciłeś za śniadanie – masz skromne śniadanie. Chcesz kawę, wodę, sok – PŁAĆ. Nie ma nic za darmo. Jesteś zmęczony po podróży i chce ci się pić, idź na miasto i sobie kup.
Yusi o nic nas nie zapytała i nie była skora do rozmów, choć dla mnie byłaby to świetna lekcja języka hiszpańskiego. Ja próbowałam pogadać i wtedy Yusi troszkę się otwierała. Cóż, może innym razem.
Podejście do gości – cóż…
Każdego dnie umawialiśmy się na śniadanie na konkretną porę i nigdy nasze śniadanko nie było gotowe. Każdego ranka o umówionej porze Yusi miała miotłę w ręku i najpierw kończyła sprzątanie, a potem zabierała się za smażenie jajek, przynosiła sok i kawę.
Mamo – jeśli czytasz mojego bloga – weź lekcję z Yusi. Goście poczekają 🙂 nie ma co się spieszyć i przygotowywać jedzenia z wyprzedzeniem.