Zarowno dla mnie, jak i Marcina, Grand Turk to najpiekniejsze miejsce jakie zobaczylismy podczas rejsu po Karaibach. To tu mozna znalezc biale plaze i turkusowa wode.
Przed wyjazdem na Karaiby nawet nie wiedzielismy, ze wyspa o nazwie Grand Turk istnieje, a to prawdziwy raj na ziemi. Tajlandia zostala wiec zdetronizowana.
Wlasnie tak wyobrazalismy sobie
Karaiby. Palmy, bialy piasek, ciepla i lazurowa woda i delikatny wiaterek.
Statki cumuja tu tuz przy plazy, w doku jest miejsce na dwa duze wycieczkowce.
Zejscie na lad mozliwe bylo od godziny 11:00. My planowalismy zostac na plazy lub wykupic lokalna wycieczke. Wycieczki ze statku ktore nas interesowaly zwiazane byly z plaszczkami oraz nurkowaniem i kosztowaly miedzy 60 a 70 dolarow od osoby.
Po zejsciu na lad “zaczepil” nas lokalny mieszkaniec oferujacy wycieczki lodzia. Zapytalismy o cene wycieczki i mozliwosc zobaczenia plaszczek. Pan odpowiedzial, ze koszt wycieczki to 45 dolarow od osoby. Bylo taniej niz na statku, wiec zdecydowalismy sie skorzystac z jego uslug.
Lodz o nazwie BLESSING OF GOD zabrala 18 osob (lacznie z nami). Poczatek wycieczki nie byl jednak najlepszy, wlasciciel lodzi chcial ograniczyc wycieczke tylko do nurkowania, ale po mojej ostrej interwencji i prosbie o zwrot pieniedzy, obiecal zabrac nas do miejsca gdzie wypoczywaja plaszczki. Wsparli mnie nieco Holendrzy z naszego statku, ktorzy rowniez zdecydowali sie na ta wycieczke ze wzgledu na plaszczki.
Wycieczka rozpoczela sie okolo 12:00.
Pierwsze nurkowanie bylo niesamowite, na dnie z gracja poruszaly sie dwa rekiny o nazwie Nurse Shark. Pierwszy raz bylismy w wodzie z rekinami i wrazenia byly niesamowite.
Drugie miejsce nie bylo juz tak niesamowite. Owszem bylo sporo ryb, ale nie bylo juz rekinow. Do tego lekko sie balam, poniewaz w wodzie byl uskok i zaczynala sie wielka glebia.
Mialam podobne wrazenie jak na ladzie, mianowicie lek wysokosci.
Pierwsze nurkowanie bylo na glebokosci okolo 5 metrow, drugie na glebokosci okolo 10 metrow, ale byl tez wielki row z bezkresna, ciemnoniebieska glebia i on dawal do myslenia.
Po drugim nurkowaniu poplynelismy w kierunku plazy. Szesc osob wysiadlo, dwanascie poplynelo zobaczyc plaszczki.
Plynelismy do Gibbs Cay, bezludnej wyspy u wybrzeza ktorej odpoczywaja i wygrzewaja sie plaszczki.
Woda w zatoce jest plytka, siega do pasa, do tego jest bardzo ciepla. Wokolo jak dywany plywaja plaszczki.
Gibbs Cay jest po prostu magiczne.
Mozna dotknac plaszczke – jest miekka i przyjemna w dotyku, ma duze oczy i jest lagodna. Jedyna zasada to trzymanie sie z dala od ogona i nie podchodzenie do plaszczek od tylu.
Ostatnia godzine na Grand Turk spedzilismy w Margarita Ville, kompleksie basenow, restauracji i darmowego internetu. Net dzialal kiepsko, ale dalo sie wyslac kilka maili do domu.
Podsumowujac: Grand Turk to miejsce ktore trzeba zobaczyc! To turkusowe i cieple Morze Karaibskie, biale plaze, i niesamowite plaszczki.